Ostatni raz reprezentantka Polski wysoko w klasyfikacji wieloboju była na igrzyskach w 1980 roku. W Moskwie Anita Jokiel zajęła 18. miejsce, ale pamiętajmy, że wówczas rywalizacja odbywała się głównie między przedstawicielkami bloku wschodniego. Medalu w tej specjalności nigdy nie zdobyliśmy, a najlepiej zaprezentowała się w Melbourne (1956 r.) Helena Rakoczy, która była 8. Na co stać w Londynie szczeciniankę?
- Nigdy nie stawiamy przed sobą konkretnych celów. Marta ma po prostu pokazać się z jak najlepszej strony i zaprezentować wszystko co potrafi. Ocenę pozostawiamy sędziom - mówi Duda.
W kwalifikacjach Pihan-Kulesza była 22., uzyskując 54,365 punktu. Dobrze zaprezentowała się w skoku, ćwiczeniach wolnych i na poręczach, ale spore rezerwy ma jeszcze na równoważni, gdzie nie uniknęła poważnych błędów.
- Na szczęście słabszy występ na równoważni nie przeszkodził w awansie do finału. W czwartek zaczniemy wszystko od początku - podkreśla Duda.
- Jakieś chyba fatum ciąży nad Martą, bo w Pekinie również nie była zadowolona ze swojej postawy na równoważni. Miejmy nadzieję, że najgorsze już za nią i w czwartek będzie tylko lepiej - dodaje pani Teresa Pihan, mama Marty.
Do największych faworytek w rywalizacji o medale należą Amerykanki: Gabrielle Douglas i Alexandra Raisman, które na swoim koncie mają już złoto zdobyte we wtorek w wieloboju drużynowym. W walce o podium powinna się też liczyć zwyciężczyni kwalifikacji - Rosjanka Victoria Komova oraz reprezentantki Rumunii i Chin.
Szczecinianka, wspólnie ze swoim mężem - Romanem Kuleszą - zapisała się już w historii polskiego
sportu jako pierwsza para, która wywalczyła awans na igrzyska w tej samej dyscyplinie. W Londynie oboje wystartowali na miarę swoich możliwości i przebrnęli przez eliminacje.
Na wielobój gimnastyczny pań składają się cztery konkurencje: skok, równoważnia, ćwiczenia wolne i na poręczach. O końcowych lokatach decyduje suma ocen sędziowskich uzyskanych na wszystkich przyrządach. Finał z 24 najlepszymi zawodniczkami - w czwartek od 17.30.