- Może i to jakiś patent. Najważniejsze, że trafiam - zaznaczył Marcin Robak po sobotnim spotkaniu. Trafił na 1:0 i Pogoń do 93. minuty prowadziła. Fatalny błąd w doliczonym czasie gry kosztował ją dwa punkty.
- Ten remis każdego z nas boli. To już był doliczony czas gry i my byliśmy na połowie przeciwnika. Szkoda tych straconych punktów - mówił po meczu. - Lech wcale nie był od nas lepszy. Częściej był przy
piłce, ale nie przekładało się to na stuprocentowe sytuacje. Wszystko było pod kontrolą i nikt się nie spodziewał nieszczęścia. Boli...
Z przebiegu spotkania remis można jednak określić wynikiem sprawiedliwym.
- Świetnie się to dla nas ułożyło, ale później za bardzo się cofnęliśmy. Mogliśmy odważniej szukać podwyższenia w kontrach. Lech może się cieszyć, że trochę sprezentowaliśmy im remis - dodał Robak.
W poprzednim sezonie snajper Pogoni strzelił poznańskiej drużynie sześć bramek, w tym - już dwie. Sobotni gol Robaka był najbardziej przypadkowy ze wszystkich. Ricardo Nunes dośrodkował,
piłka była trącona przez jednego z poznaniaków i Portowca, a Robak instynktownie ją musnął czołem. I tak wpadła do siatki. Napastnik w specjalny sposób celebrował gola - wiosną spodziewa się dziecka, więc od meczu z Lechem rozpoczął zapowiedź nadchodzącego wydarzenia w rodzinie.
Pogoń z Robakiem walczy o występy w grupie mistrzowskiej, a jeśli się to uda, to czekać ją będzie jeszcze jeden mecz z "Kolejorzem" i kolejna szansa dla napastnika, by raz jeszcze "polubić" Lecha.